-I jak się spało?-Zapytał Kilw
-Dobrze, dobrze.-Odpowiedziałam.-Prrrrr-Mruknęłam przeciągając się.
-Śniadanie gotowe-Powiedział ciągnąc za ogon 4 króliki.
-Oooo! Sam upolowałeś!-Powiedziałam gryząc po przyjacielsku ucho Kilwa.
-Może czas na małą podróż ?-Zapytał
-No dobra.-Burknęłam z uśmiechem.Po chwili byliśmy po za obszarami watahy.
-Żegnaj wataho! Witaj przygodo!-Krzyknął radośnie Kilw.-Wiesz co zaprowadzę cię do mojego małego miejsca.
-No... ok!-Puściłam do niego oczko.Szliśmy i szliśmy.Leciałam i leciałam.Szedł i szedł.Aż doszliśmy.
-No to tuta...Annayia! Annayia!-Zaczął mnie szukać. Aja polowałam tylko na tłuściutkiego konika.-Annnayia nie rób tego! To duch!-Krzyknął.A koń zwiał.
-Dobra.Przepraszam.-Przeprosiłam go.To miejsce wyglądało tak:
-Wiesz co wszystko super ale wracajmy już.
-Dobrze.-Odpowiedział z niechęciom.Kiedy wróciliśmy weszłam prosto
na Bloodspilla ze złą miną.
-Wiesz co myślimy o wyprawach za granicę!-Warkną.
-Blood nie gniewaj się!-Powiedziałam i łezka poleciała mi po pysku.
<Blood będziesz zły czy nie???>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz