Wędrowałam sobie po centralnej wyspie. Było ciepło i jasno.
Złote promienie słońca prześwietlały soczyście zielone liście drzew.
Gdzieś nade mną śpiewały ptaki i świergotały wiewiórki, obok
mojego ucha przeleciał wielki bąk. Było ślicznie! Całe tereny naszej watahy zwyczajnie
mnie zachwycały! Było cieplutko i słonecznie przez cały czas.
Nagle spokój zakłócił przenikliwy dźwięk, przypominający
bardzo głośny jęk.
Nastroszyłam futro i zastrzygłam uszami. Dźwięk się nie
powtórzył.
Niepewna ruszyłam dalej, ciągle czując się zagrożona.
Nagle dźwięk się powtórzył - bardzo blisko mnie. Podskoczyłam
i zatrzymałam się.
Po chwili wahania, zdecydowałam się sprawdzić co to.
Ruszyłam w stronę, skąd rozchodził się dźwięk.
Gdy weszłam na wzgórze, aż się cofnęłam. W dolinie leżał
wielki smok. Był cały z metalu. Jego skrzydła i łapy więziły pozwijane, w
nienaturalnych pozycjach, drzewa. Jest
niebezpieczny. Ostrzegła mnie Clytse.
Przez chwilę się w to wpatrywałam, a w końcu zdecydowałam.
Zeszłam ze wzgórza i stanęłam kilka metrów od smoka.
- Umiesz mówić? - spytałam. Odwrócił w moją stronę głowę i
wykrzywił pysk, najwyraźniej w niezadowoleniu - Pytałam czy umiesz mówić. -
syknęłam.
- Tak. - odwarknął.
- Oh! To wspaniale! - wykrzyknęłam z lekką ironią - Czy
chcesz, żebym cię uwolniła..?
Przez chwilę milczał.
- Tak. - mruknął.
- Jakiś ty wygadany... - westchnęłam - Uwolnię cię pod
jednym warunkiem. - powiedziałam chytrze, a on spojrzał na mnie niechętnie.
- Jakim? - mruknął.
- Zostaniesz moim towarzyszem i będziesz się mnie dożywotnio
słuchał. - oznajmiłam, a smok aż zaniemówił - To jak? Umowa stoi? - naciskałam
- Jeśli nie, to mogę już sobie pójść... - dodalam, odwracając się w stronę
wzgórza.
- Zgoda. - usłyszałam. Odwróciłam się zdziwiona - Mam na
imię Methano.
- A ja Deity. - odparłam z uśmiechem, uwalniając smoka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz