Wąchając ziemię,do moich nozdrzy uderzył silny,nieznany zapach.Rozglądając się wokół,popatrzyłam na drzewa,które lekko szumiały,pieszczone przez lekki wiatr.Jasnozielone liście spadały na ziemię w ślad za swoimi braćmi.Wokół dzwoniła cisza,która mnie uspokajała niczym balsam.A ten zapach...aż trudno opisać!Krążyła po moim nosie,jakby chciała zachwycić sobą.Oddychając bardzo głęboko,poczułam się tak dobrze,lekko...jak nigdy.
Zaczęłam myśleć o dniu,w którym postanowiłam udać się po składniki na mikstury (oczywiście zastałam puste szafki),by jakoś czymś leczyć.Pamiętam to,jakby wydarzyło się wczoraj...Ach...Bo jednak wydarzyło się wczoraj...
Spakowawszy najpotrzebniejsze rzeczy na podróż,udałam się na śniadanie,gdyż byłam tak głodna,że mogłam zjeść drewno z żywicą.Gdy przywitałam się ze wszystkimi,poinformowałam o mojej decyzji.Przewidywalne było to,że nie każdy był tym zachwycony.Ale gdy uspokoiłam członków watahy,przy tym obiecawszy o szybkim powrocie i nie wpakowaniu się w kłopoty,wreszcie się zgodzili.Trochę mnie wtedy zdenerwowano,ponieważ już nie byłam małym dzieckiem i potrafiłam sobie poradzić.Przecież zanim dołączyłam do watahy,byłam zdana na siebie...
Gdy nazbierałam najpotrzebniejsze rośliny,nagle moją uwagę przykuł...las?Trochę to dziwne,fakt,ale...nie wiem jak to opisać.Las był ,,inny''.I to nie chodziło jego piękno.Po prostu...z niego nie dochodził dźwięk!Bardzo mnie to przeraziło,chciałam jak najszybciej uciec...Gdy już porwałam torbę z ziołami,jeszcze raz obejrzałam się.Drzewa zaczęły szumieć jak na zawołanie.Długo patrzyłam się na las.Nie widząc nic podejrzanego,podeszłam ostrożnie do ,,anomalii''...
I na razie nic.Wszystko było w porządku.Spokój mnie tak koił,że już prawie zapomniałam o tym wydarzeniu.Prawie.Usłyszałam delikatny szept,który dochodził gdzieś za krzakami.
-Pomóż mi...-znowu.To mnie zaniepokoiło.Zaczęłam iść w kierunku głosu.Serce biło mi jak oszalałe.
-Czuję ją...-teraz drugi głos zabrzmiał tuż...za mną?Szybko odwróciłam głowę.Gęste krzaki.Nic więcej.
-Pomocy...Ktoś mi pomoże?
Zaczęłam biec.
-Zaraz umrę...
Nagle pojawiłam się w samym środku lasu.Niedaleko ode mnie rozciągał się od wschodu do zachodu ,,czerwony pas'',a za nim...hmm...co to wszystko znaczy?!Goła ziemia,a wokół nagich drzew krążyły zjawy,demony...I wiele gorszych stworzeń.Trzesąc się,odeszłam powoli od ,,granicy''.Wtedy już zrozumiałam.Ten las ma dwa oblicza:dobry i zły.Po dobrej części czujesz się jak nowo narodzony,bezpieczny,ale potwory czychające na wędrowców z części złej,będą próbować przeciągnąć Ciebie na swoją część.I to nie będzie zbyt przyjemne przywitanie...
Wychodząc z ,,pułapki'',postanowiłam powiedzieć o wszystkim watasze,aby ich ostrzec przed tym niebezpieczeństwem.
Zaczęłam myśleć o dniu,w którym postanowiłam udać się po składniki na mikstury (oczywiście zastałam puste szafki),by jakoś czymś leczyć.Pamiętam to,jakby wydarzyło się wczoraj...Ach...Bo jednak wydarzyło się wczoraj...
Spakowawszy najpotrzebniejsze rzeczy na podróż,udałam się na śniadanie,gdyż byłam tak głodna,że mogłam zjeść drewno z żywicą.Gdy przywitałam się ze wszystkimi,poinformowałam o mojej decyzji.Przewidywalne było to,że nie każdy był tym zachwycony.Ale gdy uspokoiłam członków watahy,przy tym obiecawszy o szybkim powrocie i nie wpakowaniu się w kłopoty,wreszcie się zgodzili.Trochę mnie wtedy zdenerwowano,ponieważ już nie byłam małym dzieckiem i potrafiłam sobie poradzić.Przecież zanim dołączyłam do watahy,byłam zdana na siebie...
Gdy nazbierałam najpotrzebniejsze rośliny,nagle moją uwagę przykuł...las?Trochę to dziwne,fakt,ale...nie wiem jak to opisać.Las był ,,inny''.I to nie chodziło jego piękno.Po prostu...z niego nie dochodził dźwięk!Bardzo mnie to przeraziło,chciałam jak najszybciej uciec...Gdy już porwałam torbę z ziołami,jeszcze raz obejrzałam się.Drzewa zaczęły szumieć jak na zawołanie.Długo patrzyłam się na las.Nie widząc nic podejrzanego,podeszłam ostrożnie do ,,anomalii''...
I na razie nic.Wszystko było w porządku.Spokój mnie tak koił,że już prawie zapomniałam o tym wydarzeniu.Prawie.Usłyszałam delikatny szept,który dochodził gdzieś za krzakami.
-Pomóż mi...-znowu.To mnie zaniepokoiło.Zaczęłam iść w kierunku głosu.Serce biło mi jak oszalałe.
-Czuję ją...-teraz drugi głos zabrzmiał tuż...za mną?Szybko odwróciłam głowę.Gęste krzaki.Nic więcej.
-Pomocy...Ktoś mi pomoże?
Zaczęłam biec.
-Zaraz umrę...
Nagle pojawiłam się w samym środku lasu.Niedaleko ode mnie rozciągał się od wschodu do zachodu ,,czerwony pas'',a za nim...hmm...co to wszystko znaczy?!Goła ziemia,a wokół nagich drzew krążyły zjawy,demony...I wiele gorszych stworzeń.Trzesąc się,odeszłam powoli od ,,granicy''.Wtedy już zrozumiałam.Ten las ma dwa oblicza:dobry i zły.Po dobrej części czujesz się jak nowo narodzony,bezpieczny,ale potwory czychające na wędrowców z części złej,będą próbować przeciągnąć Ciebie na swoją część.I to nie będzie zbyt przyjemne przywitanie...
Wychodząc z ,,pułapki'',postanowiłam powiedzieć o wszystkim watasze,aby ich ostrzec przed tym niebezpieczeństwem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz